19.05.2015

Sezonie - byłeś dziwny! Subiektywne podsumowanie sezonu 2014/2015

06.05.2015 rok, około godziny 23 - SEZON 2014/2015 PRZECHODZI DO HISTORII!

Zakończenia mają to do siebie, że gdy nadchodzą razem z nimi nadciąga czas. Czas podsumowań, wniosków, refleksji. Jeśli zapytam Cię, jaki był dla Ciebie ten sezon, co odpowiesz? Mi od razu nasuwa się jedna odpowiedź. Sezon ligowy 2014/2015 był...dziwny. I inny.

Już zapowiedzi przed sezonem brzmiały inaczej niż zwykle. Ale jakże przyjemnie! LIGA MISTRZÓW ŚWIATA... Miód na uszy wszystkich kibiców polskiej siatkówki, prawda?
Dla mnie osobiście był jeszcze jeden nowy szczegół - karnet na mecze Lotosu Trefla Gdańsk. Możliwość chodzenia na wszystkie mecze to jest to, na co czekałam przez całe liceum. I wreszcie się udało! Po iście mistrzowskich zapowiedziach nadszedł czas na grę. Wiadomo, boisko wszystko zweryfikuje.

Rozpoczęło się... rozpoczęło się tak jak brzmiały zapowiedzi. Wyjątkowo. Magicznie.



Pierwsze ligowe mecze i podziękowania dla naszych Mistrzów Świata. Przedłużanie i ciągłe wspominanie wrześniowego snu. Uśmiech nie schodził mi z twarzy.

Mistrzowską atmosferę podtrzymywała we mnie Skra.
Moja Skra.
Genialna pierwsza część sezonu zasadniczego, która minęła pod pełną dominacją Skry. Zdobyty Superpuchar Polski i nie przegranie żadnego meczu. Efektowna i efektywna gra, robiła wrażenie na wszystkich. Tak grającą Skrę mogłabym oglądać godzinami... Radość i energia wręcz kipiała z drużyny, po której zawodnikach nie było widać zmęczenia po Mistrzostwach Świata.

Piękny sen jednak nie przetrwał do końca... Przyszedł grudzień, a w raz z nim pierwsza porażka. Pierwsza od marca ubiegłego roku. Nie można cały czas wygrywać, prawda? Niestety, później przyszedł kolejny przegrany mecz i pojawiła się nutka zaniepokojenia.

I wtedy nastąpił nowy rok, a wraz z nim zakończyła się magia roku 2014. Mojego najlepszego pod względem siatkówki roku. Kiedy rozpoczął się kryzys? Nadal pamiętam niesamowite zwycięstwo nad Mistrzem Włoch. Co to był za mecz! Później do szatni Skry wkradł się wirus, wirus który SKRAdł nam ten sezon. Nie wiem czy był on bezpośrednią przyczyną wszystkich porażek, pewnie nie. Ale mniej więcej w tym momencie rozpoczęły się wszystkie problemy.

Bolało.
Bolała porażka w Lidze Mistrzów.
Bolała porażka w Pucharze Polski.
Bolał przegrany półfinał w PlusLidze.
Nadal boli.

Przegraliśmy wszytko, o co tak mocno walczyliśmy przez niemal cały sezon. Wystarczyło kilka pojedynczych spotkań, aby to wszystko przegrać. Chciałam, żeby sezon dobiegł już końca. Miałam go naprawdę dość. Aż do ostatniego meczu. Ostatni mecz - jak to brzmi?!

Zrobiliśmy to. Wygraliśmy brązowy medal. Nie jest to złoto, ale również smakuje bardzo dobrze. Po tych wszystkich zawirowaniach, niepowodzeniach i kolejnych porażkach. Po przegraniu meczu numer 3 i 4, ten medal jest bardzo cenny. I bardzo go doceniam, mimo że ambicje były większe.


Podczas gdy moja Skra falowała z formą, na wysoką nadmorską falę wzniosła się drużyna z Gdańska. Moja druga drużyna - Lotos Trefl Gdańsk.

Pierwszy ligowy mecz i pierwsze zwycięstwo! AZS Olsztyn pokonany i wielkie szczęście z tego powodu. Zawsze nam się trudno grało z tym zespołem. Później przyszła Zaksa i... O matko! Wygraliśmy! To było... niesamowite!!

Każdy kolejny mecz wiązał się z niecierpliwym oczekiwaniem, a ja jak na skrzydłach leciałam do Ergo Areny. Raz jednak zmieniłam kierunek lotu - gdyńska Arena przyjęła mnie z otwartymi ramionami. Podobnie jak siatkarzy Lotosu Trefla, którzy po prawdziwym horrorze pokonali Asseco Resovię! Do tej pory na wspomnienie tego meczu mam gęsią skórkę... 

Kolejne mecze i kolejne zwycięstwa. Serce rosło gdy widziałam tak walczącą, grającą absolutnie o każdą piłkę do samego końca drużynę. Gdy z meczu na mecz Ergo Arena witała coraz więcej kibiców. Gdy mecze przybierały charakter sportowego święta. Gdy Lotos Trefl Gdańsk pisał swoją nową historię. 

Wygranie Pucharu Polski było momentem kumulacyjnym tego sezonu. Nawet nie walka w finale PL, ale właśnie ten Puchar Polski. Wywalczony w "domowych ścianach", w pełni zasłużony. I właśnie ten PP zapamiętam najbardziej z minionego sezonu.


Ale było też całe mnóstwo innych rzeczy, na których wspomnienie na mojej twarzy pojawiać się będzie uśmiech. Przede wszystkim spełnienie wielu "kolekcjonerskich" marzeń, czyli zdjęcia i autografy oraz towarzyszące im mniej lub bardziej wesołe sytuacje.

Zdjęcie z Konstantinem Cupkovicem i Mistrzem Drugiego Planu + wymarzony autograf oraz wręczenie słodkiego prezentu z okazji urodzin i urocze podziękowania. Wszystkie zdjęcia oraz spotkania z Marco Falaschim i to najcudowniejsze z medalem na koniec sezonu. Życzenia świąteczne z autografem od Murphy`ego Troy`a. Autografy od Gosi Glinki, Sebastiana Świderskiego i Piotrka Gruszki - legend naszej siatkówki. Zdjęcie z Samicą, Conte i trenerem Antigą oraz autografy od Pepe Gonzaleza i Łukasza Kadziewicza. A także wiele, wiele innych. Wszystkie wyjątkowe. Każda z tych rzeczy, niby drobnych, ale ma dla mnie duże znaczenie. Oraz ma swoją historię.



Sezon ten był dla mnie bardzo.. dziwny. Bo jak to, Lotos wyżej w tabeli niż Skra?! W życiu się tego nie spodziewałam, choć marzyło mi się, żeby kiedyś zobaczyć obie moje ukochane drużyny na podium. Był też inny, w końcu mamy Ligę Mistrzów Świata. Ligę, która naszych Mistrzów Świata nie oszczędziła. 

Jak co sezon, były wzloty i upadki. Chwile wzruszeń i ogromnego szczęścia, jak i smutku, złości i tej okropnej bezsilności. Mimo, że nie było idealnie, będę wspominać dobrze ten sezon. Był dziwny, ale wyjątkowy. 

5 komentarzy:

  1. Takie podsumowania można czytać godzinami! Cudo bloggerskie! ;*

    Dobrze, że Lotos osłodził Ci ten dziwny sezon. Jedno jest pewne - drugiego takiego dawno nie było. I z perspektywy czysto bełchatowskiej mam nadzieję, że długo nie będzie, bo pora wrócić na szczyt ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaa tak jest, w przyszłym sezonie zamieniamy brąz na złoto. Jednak to w złocie nam do twarzy ^^

      Usuń
  2. Liga Mistrzów Świata nie zachwyciła mnie. Jastrzębskiemu zbyt dobrze nie szło, były kontuzje i chciałam, żeby ten sezon kończył się jak najszybciej. Nie miałam zbytnio czasu na oglądanie meczów w TV, a tym bardziej na żywo. A najbardziej brakowało mi... Michała Kubiaka, który grał tam daleko w Turcji, a transmisji nie oglądałam, bo nagrywane jakby kalkulatorem :).

    OdpowiedzUsuń
  3. Też jestem Asia :-) Obserw za obserw? Super post. crazyteoparislife.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Zazdro zdjęcia z Facu :)

    OdpowiedzUsuń

Podobne posty

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...