Po trzech tygodniach przerwy nareszcie Lotos Trefl miał rozegrać mecz u siebie. Podczas gdy większość wyczekiwała końca tygodnia, ponieważ wiązało się to z przerwą świąteczną, ja w zniecierpliwieniu odliczałam dni i godziny do 17:45 w piątek. O tej godzinie wyszłam z domu i niemal w podskokach poszłam do hali położonej na granicy Sopotu i Gdańska.
Gdy już weszłam na halę, siatkarzy obu drużyn jeszcze nie było... co pokazuje, że naprawdę szybko się pojawiłam ;) Od samego wejścia dało się wyczuć świąteczną atmosferę. Ubrana choinka, nasze młode cheerleaderki i dzieci z klasy, którą opiekuje się Wojtek Grzyb w świątecznych czapkach, a poza boiskiem mały jarmark świąteczny i stoisko z listami do Świętego Mikołaja.
Słyszeliście o akcji "Otocz Ergo Arenę życzeniami"? Celem było napisanie najdłuższego listu do Mikołaja, pobicie Rekordu Guinnessa, ale przede wszystkim ofiarowanie pomocy podopiecznym Domów Dla Dzieci "To nasz dom" (Szczegóły - KLIK). Rekord udało się pobić, a dzieci otrzymają świąteczne prezenty. Cieszę się, że mogłam dołożyć swoją cegiełkę (a właściwie list) to tej bardzo fajnej akcji :)
Pierwsi na parkiecie zameldowali się gospodarze, ale już chwilę później pojawił się zespół z Radomia. Czarni rozpoczęli rozgrzewkę od gry w piłkę... kopaną (a na w-f zawsze nauczyciele krzyczeli, że piłki od siatki się nie kopie...). Następnie rozpoczęła się już ta, nazwijmy to 'standardowa' rozgrzewka, podczas której stojąc blisko parkietu (bądź siedząc w pierwszych rzędach trybun) należy uważać na głowy ;)
Tuż przed 19, zajęłam swoje miejsce, które tak bardzo uwielbiam i czekałam na rozpoczęcie siatkarskiego widowiska. Nie wiedziałam czego się spodziewać. W pierwszej fazie rundy zasadniczej Lotos Trefl wygrał w Radomiu 3:2, po dość zaciętym spotkaniu (zresztą, jak większość w tej pierwszej części sezonu). Czarni byli po porażce w PP z Warszawą i dwóch tie-breakach w Plus Lidze (z Effectorem i Będzinem). Obstawiałam naszą wygraną (i nie jest to zbytnia pewność siebie, tylko miłość do klubu, w poprzednich sezonach też zawsze liczyłam na zwycięstwa Lotosu Trefla), ale po wyrównanym meczu...
W hali rozbrzmiewa "Hymn" Luxtorpedy, to znak, że zaraz na parkiecie pojawi się pierwsza szóstka gospodarzy.
3...2...1... Zaczynamy!
Pierwszego seta wyrównanym nazwać nie można. Od początku górowali gospodarze, którzy szybko wyszli na prowadzenie, które utrzymali do samego końca. Świetnie zagrywał Troy, przyjęcie trzymali nasi przyjmujący, a obronę zabezpieczał Piotr Gacek. I jeszcze Marco Falaschi, który fantastycznie "rozdzielał" piłki. Lotos Trefl wygrał pierwszą partię do 10 (!).
Początek drugiego seta wyglądał podobnie, Gdańsk osiągnął kilka punktów przewagi, jednak tym razem nie zdołał utrzymać jej do samego końca. Radomianie wyrównali stan seta, mieli nawet piłkę setową, ale to gospodarze wyszli obronną ręką z tej sytuacji. Seta punktową zagrywką zakończył Sebastian Schwarz (27:25).
Trzeci set przypomniał trochę tego pierwszego. Gdańsk będąc cały czas na fali nie pozwolił na wiele rywalom. Tym razem świetną serię w polu zagrywki miał Marco Falaschi, który został wybrany MVP meczu. Po zepsutej zagrywce Wojtka Żalińskiego, Lotos Trefl Gdańsk wygrał seta do 15 i cały mecz 3:0.
Nasze maskotki też poczuły świąteczny klimat :) |
Poza drugim setem, emocji raczej za wiele nie było. Nie oznacza to jednak, że nie było na co popatrzeć! Nie zabrakło kilku fantastycznych obron, ciekawych i długich akcji oraz pozaboiskowych atrakcji ;)
Po meczu oczywiście przyszedł czas na autografy i zdjęcia. Jeszcze przed meczem założyłam sobie, że muszę iść do Daniela Plińskiego i powiedzieć mu, że lepiej wyglądał w żółtej koszulce złożyć życzenia świąteczne. Niestety był gdzieś poza polem mojego widzenia... Zresztą muszę się Wam przyznać, że zakręciła mi się łezka w oku, gdy zobaczyłam Daniel w innej koszulce. Niby widziałam wcześniej na zdjęciach czy podczas transmisji w tv, ale to jednak nie to samo...
Jak zwykle po meczu niezawodni okazali się Marco Falaschi i Murphy Troy, zresztą sami zobaczcie....
Autografu z życzeniami świątecznymi nigdy wcześniej nie dostałam... Raz jeszcze dziękuję! :)
Autograf i życzenia wymieniłam z Michałem Ostrowskim (tzn. same życzenia wymieniłam, autografów jeszcze nie rozdaję), zdobyłam podpis dla koleżanki od Mateusza Miki i zrobiłam sobie zdjęcie z trenerem. A właściwie zrobiła je Daria, której teraz baaaaardzo dziękuję! Za zdjęcie, wspólny mecz i mega prezent. I (mam nadzieję) widzimy się na meczu z Bydgoszczą ;)
Z uśmiechem od ucha do ucha opuściłam halę na kolejne dwa tygodnie. Ciężko będzie wytrzymać 14 dni bez czegoś, od czego jest się tak bardzo uzależnionym. Jedynym pocieszeniem jest to, że i na uczelnie w tym czasie nie trzeba chodzić. Tylko słodkie (dosłownie i w przenośni), świąteczne lenistwo w domu z rodziną. Także na kolejną relację zapraszam już w nowym roku, ale wcześniej też będą pojawiały się posty (życzenia świąteczne i podsumowania mijającego roku). Zapraszam :)
Miłej niedzieli i widzimy się we wtorek wieczorem ;)
Pozdrawiam.
Asia (chyba polubię swoje imię... :D)
Świetna relacja, jak zwykle! ♥
OdpowiedzUsuńZauważyłam, że siatkarze notorycznie i całymi grupami łamią szlachetną zasadę, że "piłki do siatkówki się nie kopie". :D
Gratuluję autografów :* Buziaki!
PS Masz bardzo ładne imię ;)
Dziękuję ślicznie :*
UsuńTo prawda, panowie chyba zapomnieli o starej szkolnej zasadzie :D
Imię masz cudowne! Ja tam swojego nie lubię.
OdpowiedzUsuńRelacja tradycyjnie na "szóstkę"- zdjęcia doskonałe, potrafisz "złapać" siatkarzy w idealnym momencie. Po samym meczu spodziewałam się trochę więcej, obstawiałam wynik 3:1 dla gospodarzy, ale Lotos postanowił szybciej zakończyć sprawę :).
Widzę, że masz szczęście do autografów. Chyba wszyscy zawodnicy LTG już Cię chyba znają :D.
Pozdrawiam cieplutko!
Naprawdę? Mi tam bardziej podoba się twoje imię ;) Swojego nie lubię, bo Joanna - za poważne, Asia - za dziecinne :D
UsuńDziękuję! ;)
Haha niee, myślę, że nie znają. Ewentualnie kojarzą twarz, choć i tego pewna nie jestem ;)