Witajcie! :) Po długim i ciężkim tygodniu odzyskałam swój komputer! Pierwszy i jedyny sukces tego tygodnia chyba, bo matury... szkoda nawet o tym wspominać. A! Sukcesem był jeszcze wyjazd w środę na mecz Skry, ale o tym w następnym poście. Dziś zaległa relacja z poprzedniego piątku.
Dokładnie tydzień temu byłam na swoim pierwszym ligowym meczu w tym sezonie Plus Ligi. Lotos Trefl Gdańsk podejmował u siebie Cerrad Czarnych Radom. Na powitanie dostałam kawał dobrej i emocjonującej siatkówki, jednak nie do końca było tak miło... ale od początku ;)
Bilety na ten mecz wygrałam w jednym z konkursów (i w tym miejscu dziękuję za lajki!). Na mecz wybrałam się z Violą (i w tym miejscu Cię pozdrawiam! :D). Szczęśliwie się złożyło, że w miniony piątek miałam skrócone lekcje, więc mogłam wcześniej niż planowałam wybrać się do Gdańska. Jakoś przed 15 (?) byłam na miejscu, poszłyśmy najpierw do sklepu kupić coś słodkiego dla Bartka Neroja, który tego dnia miał urodziny, a potem do KFC, by coś zjeść i poczekać na mecz.
Gdy już wybiła nasza godzina udałyśmy się na halę, gdzie najpierw musiałam odebrać wygrane bilety. Byłam przeziębiona i miałam lekką gorączkę więc wszystko mnie denerwowało... Jak się okazało, że mamy bilety na drugiej kondygnacji byłam delikatnie mówiąc zła. Jakby tego było mało nie mogłyśmy znaleźć wejścia tego, którym teoretycznie miałyśmy wejść. Teoretycznie, bo jak się po kilkunastu minutach chodzenia wokół hali, (a ciepło nie było) okazało wejście tego dnia jest nieczynne i należy wejść wejściem głównym -.-' Po wejściu do Ergo Areny należało poszukać wejścia na górę, jak się okazało były schody! (nigdy bym na to nie wpadała i poszłam się zapytać ochroniarza, który jak się okazało tego dnia był pierwszy raz w pracy (pozdrawiam Pana!). Takie moje szczęście, miałam nadzieję, że mój limit pecha tego dnia wyczerpałam....
Na meczu chciałam być godzinę przed rozpoczęciem, a byłyśmy jakoś 10 minut przed. O zdjęciach mogłam pomarzyć, bo miejsca na górze i brak odpowiedniego obiektywu na to najnormalniej w świecie nie pozwolił. Ale dzięki temu bardziej skupiłam się na grze, która tego dnia mogła doprowadzić do zawału!
Mecz jak zwykle rozpoczął się od powitania obu drużyn, przedstawienia sędziów i wybiegnięciu na parkiet pierwszych szóstek.
Jeśli chodzi o samo spotkanie to może nie był to światowy poziom, były błędy, które mnie bardzo wkurzały. W dodatku zirytowali mnie bardzo sędziowie, którzy co chwile coś odgwizdywali Gdańszczanom, zwłaszcza blok, a zawodnikom z Radomia o ile dobrze pamiętam odgwizdali dopiero w 4 secie! Może faktycznie tak było, a może nie, nie wiem. Ale irytowało mnie to ;)
Pięć długich setów, ale mecz wcale nie musiał tyle trwać. Jakby jedna czy druga drużyna wygrała 3:0, to też bym się nie zdziwiła, bo oba zespoły grały na takim samym poziomie przez całe cztery sety. Dopiero w partii Radomianie odskoczyli na początku trochę i potem nie mogliśmy ich już dogonić.
Ogólnie mecz uważam za bardzo dobry, Gdańszczanie bardzo walczyli, czego dość często mi brakuje w tym zespole, o czym pisałam już wcześniej, po meczu z Olsztynem . Nie mniej jednak po meczu byłam zła, ale to chyba na cały świat, nie tylko na moich Treflików ;)
Rozluźnić napięcie meczowe i stres związany z tym co dzieje się na parkiecie próbowały nasze maskotki, które moim zdaniem są najlepsze na świecie! Jeśli lubicie naszego orzełka, to muszę wam powiedzieć, że On w czasie ligowym wcale nie odpoczywa, tylko bawi kibiców w Ergo Arenie, tylko w nieco innym przebraniu ;)
Podczas meczu została także podpisana umowa z nowym sponsorem grupą GPEC, a podczas 10-minutowej przerwy na parkiet wybiegli Mistrzowie i Mistrzynie Polski w rugby, a także młodzi rugbyści, najmłodszy z nich ma 4 lata! Tego dnia w ramach konkursu dla kibiców, nie było zagrywania piłką do siatkówki, a rzut piłką do rugby! ;)
Gdy mecz dobiegł końca, zeszłyśmy na dół, bo była jeszcze misja do wykonania. Przecież w torebce leżał pewien słodki drobiazg dla Bartka! Niestety tego dnia mało kto rozdawał autografy, może dlatego, że i mało chętnych było? A jak krzyczeć nie mogłam, bo chore gardło... Bartek nie podszedł, uciekł na konferencję. Należało zatem podjąć ryzykowny krok i poprosić kogoś innego o dostarczenie przesyłki i przekazanie życzeń! Akurat do szatni szli Kuba Wachnik i jeszcze chyba dwóch siatkarzy, ale nie pamiętam kto, chyba Bołądź, ale ręki sobie uciąć nie dam! ;D W każdym razie zagrodziłam im drogę, albo jak kto woli wpadłam pod nogi, Viola dołączyła i przekazałyśmy to co należy ;) A czy dotarło... Nie wiem, ale obiecali, że przekażą ;)
I to by było na tyle jeśli chodzi o ten meczowy dzień, a jeśli chodzi o pecha, to on nadal trwał. Najpierw zabójczy bieg pociąg, żeby zdążyć, potem półgodzinny postój w jednej z miejscowości, a jak wróciłam do domu zauważyłam, że mój komputer nie działa...
W niedzielę postaram się dodać relację z meczu Skry, najpierw muszę uporać się ze zdjęciami ;) Na meczu z Radomiem nie robienie zdjęć szło mi fatalnie więc szybko zrezygnowałam i uwieczniłam tylko najważniejsze momenty... A przepraszam nie zrobiłam zdjęcia jak zespoły się ze sobą żegnają, bo pewien pan postanowił w tym czasie przede mną się ubierać -.-
Pozdrawiam ;)
Bardzo lubię twoje relacje z meczów, świetnie się je czyta :).
OdpowiedzUsuńGratuluję wizyty na pierwszym meczu i życzę zdrowia.
Jeśli chodzi o mecz to nie zdziwił mnie tie break, bo oba zespoły grały w tym meczu równo. Ale miałam nadzieję, że to Lotos wygra...
Dziękuję za miłe słowa i życzenia ;)
UsuńTeż miałam taką nadzieję, no ale niestety :(