21.10.2014

Kolejny mecz, kolejne zwycięstwo, kolejna relacja :)

Witajcie :)
Z małym opóźnieniem zapraszam Was na kolejną relację prosto z przepięknej Ergo Areny. 

LOTOS TREFL GDAŃSK - EFFECTOR KIELCE

Weekend spędziłam w domu, więc jeszcze w niedzielę przed meczem, czekała mnie podróż pociągiem (uwielbiam to...). Na szczęście minęła w miarę szybko, a ja nawet nie spóźniłam się na SKM, która planowo miała pojawić się (i pojawiła się) dwie minuty po przyjeździe mojego pociągu. Nie nawiązywałabym do tej całej podróży, ale chciałam pozdrowić chłopaka, który jechał tym samym pociągiem na jakiś turniej siatkówki. Pozdrawiam! Mam nadzieję, że wygraliście ten turniej ;) 






Mecz miał się rozpocząć o 15:30, więc jak zawsze chciałam być na hali godzinę wcześniej. Oczywiście mi się to nie udało... Zauważyłam, że im bliżej mam do Ergo Areny, tym później się udaje mi się do niej dotrzeć. Dziwne, prawda? Na szczęście, gdy wreszcie udało mi się wyjść z domu i zawitać na hali, rozgrzewka dopiero się rozpoczynała. 





Zdjęcia + choroba? Nie polecam. Nie wiem czy i ile miałam gorączki, ale refleks zdecydowanie uległ pogorszeniu. Tyle dobrego, że piłki aż tak bardzo nie latały po trybunach, więc udało mi się obejść bez większych szkód. 

O dziwo, ochrona tego dnia o nic się do mnie nie czepiała (czy naprawdę wyglądałam aż tak słabo i postanowili mnie oszczędzić?). Jednak nie miałam nawet siły, by wykorzystać ten fakt i postać trochę dłużej, robiąc zdjęcia :) Ale sezon jest długi, trochę meczów jeszcze przede mną. Na wszystko przyjdzie czas. 










Ale wróćmy do siatkówki. Już na rozgrzewce udało się dostrzec (a właściwie to nie dostrzec) po obu stronach siatki, niektórych zawodników. Po stronie Lotosu Trefla, do składu powrócił Krzysztof Wierzbowski, a za bandą siedział Sebastian Schwarz. W składzie gości nie było natomiast Sławomira Jungiewicza. Prawdopodobnie obaj zmagają się z kontuzjami. Krzysiek Wierzbowski też chyba jeszcze nie do końca wyleczył uraz, bo na boisku się nie pojawił. W wyjściowej szóstce na przyjęciu grali od początku Mateusz Mika i Sławek Stolc. 










Jeśli chodzi o sam mecz, to emocji większych nie było. Mecz się "odbył". Gdańszczanie okazali się być niegościnni i nie dali przyjezdnym nawet szans na wyrównaną walkę. Górowali w każdym elemencie siatkarskiego rzemiosła. Głównie przewagę było widać w bloku i ataku. Kielczanie nawet gdy przyjęli dobrze piłkę, bądź obronili atak, nie potrafili zamienić tego na punkt. Winę zwaliłabym pół na pół, na atakujących zawodników i rozgrywających. Z kolei w Gdańsku wręcz przeciwnie. W ataku szalał Murphy Troy, który zresztą został wybrany MVP tego spotkania.






Trochę szkoda mi zespołu z Kielc, widać, że bardzo chcą, ale nie wychodzi. Mam nadzieję, że w kolejnych meczach pójdzie im lepiej i zaczną zdobywać punkty. 
Jeśli chodzi o Gdańsk... Cóż, nie mam co narzekać. Na razie wszystko przebiega wzorcowo. Chłopaki wygrywają kolejne mecze i zdobywają jakże cenne punkty. Widać, że w drużynie panuje fajna atmosfera. Mam wrażenie, że Piotrek Gacek daje bardzo dużo temu zespołowi. Zarówno sportowo (świetne obrony i stabilne przyjęcie) jak i mentalnie. Swoją cegiełkę bardzo ciekawymi rozegraniami dodaje Marco Falaschi, który coraz lepiej rozumie się z atakującymi zawodnikami. 




Po meczu jak zawsze przyszedł czas na autografy. Na początku nie bardzo chciałam iść się pchać między ludzi i rozsyłać zarazki, ale uległam. Było tylko kilka osób, które czekało na siatkarzy, więc wykorzystałam tą sytuację ;) Udało mi się zdobyć autografy od Jędrzeja Maćkowiaka, Adriana Staszewskiego, Mateusza Miki (tu był największy tłum) i Wojtka Grzyba, który z córeczką na rękach podpisywał kartki ;) Swoją drogą, polecam teksty pani Kasi Grzyb, która dzieli się na łamach portalu s-w-o.pl swoimi spostrzeżeniami. Tu ostatni wpis KLIK. ;) 
Podczas gdy jeszcze siatkarze obu zespołów przebywali na parkiecie, bądź przy barierkach, na halę weszły siatkarki PGE Atomu Trefla Sopot, które rozpoczęły swój trening. Ale o dziewczynach będzie w następnym poście... ;) 




Na meczu dostałam taki oto duży i mały plakat. Ten mniejszy, z trenerem Anastasim chętnie komuś oddam. Jeśli ktoś z Was chciałby go przygarnąć, to napiszcie do mnie na maila. Kto pierwszy ten lepszy, bo mam tylko jedną sztukę ;) 


Na dziś to wszystko. Do napisania!
Pozdrawiam :)

PS. Od miesiąca jesteśmy MISTRZAMI ŚWIATA! 

5 komentarzy:

  1. Zawsze marudzisz na zdjęcia, a są jak zwykle super. :)
    Lotos idzie jak burza. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z 400 zdjęć tak naprawdę jestem zadowolona tylko z jednego :D Ale winę zwalam na chorobę, następnym razem musi być lepiej ;)

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. A dziękuję, kolejka co mecz tak samo duża, ale jakoś się udało :) Szkoda, że cię nie było, bo była okazja żeby złapać R. :D

      Usuń
  3. Meczu nie transmitowano, więc trudno mi go ocenić. Czytałam tylko, że Lotos wygrał bardzo pewnie w tylko 78 minut. Zawodnicy starsi w tych mocnych klubach często są niedoceniani, albo nie dostają wielu szans. A w Lotosie widzę, że drugą młodość przeżywa Piotrek Gacek, a na środku bardzo fajnie gra Wojtek Grzyb.
    Pozdrawiam i życzę powrotu do zdrowia!

    OdpowiedzUsuń

Podobne posty

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...