20.11.2015

Nie zawsze będziesz wygrywać.

Stawiam sobie małe cele, które doprowadzają mnie do spełnienia wielkich marzeń. Moim zdaniem jest to dobra taktyka, która zwykle się sprawdza. Ale nie zawsze! Gdyby realizacja kolejnych założeń była prosta to życie byłoby... nudne! Łatwe. A łatwe zwycięstwa nie smakują tak, jak te ciężko wywalczone. Dlatego nie można zawsze wygrywać. Jednak z każdej porażki można się czegoś nauczyć - osiągnąć mikro zwycięstwo. 



Gdy w 2010 roku wpuściłam do mojego życia siatkówkę, ona nie pytała czy może się rozgościć. Zawitała, poczuła się jak u siebie i do tej pory nie wyszła. Ciągle mi towarzyszy i tworzy w moim życiu pewną sinusoidę szczęścia. Raz jest wspaniale tak, że mam ochotę przenosić góry. Innym razem najchętniej rzuciłabym wszystko, otuliła ciepłym kocem i nie wychodziła z łóżka. Tą moją sinusoidę kreują zwycięstwa i porażki. 

Mogę powiedzieć, że blog jest pewnego rodzaju pamiętnikiem mojego życia, a jego dużą część wypełniła pewna osoba. Tak! Zgadaliście! Brawo Wy! Chodzi oczywiście o Mariusza Wlazłego. Moim wielkim marzeniem było zdjęcie z atakującym PGE Skry Bełchatów. Przez pięć lat podejmowałam różne próby realizacji tego celu, ale wciąż się nie udawało. 

Nie odpuściłam, głównie dzięki ciągłym impulsom - pierwszy mecz, gdy na żywo mogłam podziwiać grę Mariusza, później pierwszy autograf, kolejne świetne występy w barwach bełchatowskiej Skry i reprezentacji Polski. Nie mogłam odpuścić, bo czułam, że jestem blisko. I bardzo tego pragnęłam. Jeździłam na kolejne mecze, pojechałam nawet specjalnie to Władysławowa i... wreszcie się udało. Nie w Gdańsku, nie w Bełchatowie, a w Elblągu.

Warto było. 


Za nami druga kolejka Ligi Mistrzów i tym razem dwie polskie drużyny musiały uznać wyższość włoskich ekip. I były to dwie polskie drużyny, którym na co dzień kibicuję całym serduchem. Porażka boli, ale bolały też poprzednie. Bolało jak cholera, gdy PGE Skra była o włos od wygrania Ligi Mistrzów, a jednak się to nie udało. Bolało, gdy bełchatowianie zajmowali piąte miejsce w lidze, zamiast znaleźć się na podium. Bolało, gdy LOTOS Trefl przegrywał większość spotkań w PL i nie mógł nawet awansować do fazy play-off. Bolało. Ale z każdej porażki zespoły wyciągały wnioski. 
Wychodziły z dołka, by wspiąć się na sam szczyt. 

Bo taki jest sport. Jest jak sinusoida. Jest jak życie. 

Podobnie jest z naszą reprezentacją. W ostatnich latach mamy prawdziwą sinusoidę, jeśli chodzi o zwycięstwa i porażki. Po wielkim sukcesie w Japonii w 2006 roku, na następnych imprezach nie mogliśmy sięgnąć po medal. Trzy lata później zostaliśmy Mistrzami Europy, by w 2010 w złych nastrojach wracać z Mistrzostw Świata. Wznosząca fala sukcesów pod wodzą Andrei Anastasiego, osiągnęła szczyt w finale Ligi Światowej, ale zaczęła opadać podczas IO w Londynie, by sięgnąć dna na ME. Wtedy stery objął Stephane Antiga i poprowadził nas na szczyt światowej siatkówki - po złoto Mistrzostw Świata. Mam nadzieję, wierzę w to (!), że w 2015 roku zaznaliśmy porażki tylko po to, by medal w Rio smakował jeszcze lepiej! 



W życiu i w sporcie nie zawsze się wygrywa. Ale cały czas trzeba próbować! Po każdym upadku należy wstać, otrzepać się i iść dalej. Poddanie się jest taką porażką, z której ciężko będzie wyciągnąć jakiekolwiek pozytywne wnioski na przyszłość. 
Warto walczyć. Nie zawsze będzie się udawać, ale jest satysfakcja z podjętych prób. Prób, które na pewno kiedyś przyniosą efekt. 
Bo takie jest życie. 

Miłego weekendu!

4 komentarze:

  1. Mistrzowsko dobierasz gify do tekstu :P Masz już kolejny cel, po zdjęciu z Mariuszem? :>

    OdpowiedzUsuń
  2. Michael Phelps mawiał: Nie stawiaj sobie ograniczeń. Im więcej o czymś marzysz, tym bardziej się do tego zbliżasz.
    Więc Tobie się udało, zbliżyłaś się do tego, o czym marzyłaś :) I z pewnością kipi u Ciebie motywacja do realizacji kolejnych wyzwań!

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Podobne posty

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...