"Budzić się i chodzić spać we własnym niebie
Być tam, zawsze tam, gdzie Ty
Żegnać się co świt i wracać znów do Ciebie
Być tam, zawsze tam, gdzie Ty."
Lady Pank - Zawsze tam gdzie Ty
Po 40 godzinach wyczekiwania, podróży, zwiedzania i meczu znowu miałam okazję położyć się do łóżka i spędzić w nim trochę (zdecydowanie za mało) czasu. Mimo zmęczenia nie było łatwo o sen. Adrenalina i dzień pełen emocji zrobiły swoje... Nie wiem kiedy zasnęłam. Gdy nagle otworzyłam oczy i nad swoją głową zobaczyłam głowę... psa. To chyba był znak, że czas wstawać.
Niestety pogoda była taka sobie, ale nawet ona nie zepsuła mi nastroju, jedynie nieco zmodyfikowała nasze plany. I tak, przed godziną 15 byłyśmy w centrum handlowym M1, a około godziny później udałyśmy się na halę. Po krótkiej sesji zdjęciowej pod TAURON Areną poszłyśmy szukać lepszych widoków, niż moje grube nogi.
Nie ma to jak pomocna dłoń kolegi z zespołu... |
Najpierw podreptałam na niższe partie trybun, skąd zrobiłam kilka zdjęć rozgrzewającym się Włochom. Następnie cichaczem przemknęłam pod bandę, by uwiecznić na zdjęciach także Amerykanów.
Na szczęście i tego dnia nikt nie posyłał błyskawic w moją stronę. Nie wiem jak długo robiłam zdjęcia, może z 20 minut? Przed 17 poszłyśmy poszukać naszych miejsc, co wcale nie było takie proste! Ileż ta hala ma wejść i... schodów?! Cóż.. przy okazji zaliczyłam trening łydek. I prawie zdążyłyśmy na mecz!
Włochów widziałam dzień wcześniej, Amerykanów miałam okazję podziwiać po raz pierwszy. W zasadzie nie jestem fanką żadnej z tych reprezentacji, więc na początku miałam dylemat komu kibicować. Ale! Przecież w reprezentacji USA gra mój Ziomek z Gdańska! #Kotokoń #GoUSA
Mecz był bardzo ciekawy, nie zawiodłam się. W oby zespołach było widać fajną atmosferę panującą między zawodnikami. Poza tym grało wielu bardzo dobrych (i przystojnych, musiałam to dodać) siatkarzy, których na co dzień możemy oglądać w najlepszych ligach. Zaytsev, Juantorena, Anderson, Lee... Zapowiadało się nieźle!
W dwóch pierwszych partiach lepsi okazali się Włosi, chociaż przewaga nie była znacząca (do 22 i 25). W reprezentacji słonecznej Italii punktował głównie Osmany Juantorena, który zdobył tego dnia 23 punkty (drugi najlepszy punktujący to Ivan Zaytsev - 14 "oczek"). Trzeci set (podobnie jak drugi) rozgrywany był na przewagi i... serce mocno przyspieszyło w końcówce! Tak bardzo chciałam, żeby mecz potrwał dłużej...
Udało się!!
Amerykanie wygrali trzeciego seta 28:26 i ku mojej (i pewnie nie tylko mojej) uciesze przedłużyli nieco pierwsze tego dnia spotkanie. Niestety, do tie-breaka już nie zdołali doprowadzić. Włosi dość pewnie wygrali czwartą, ostatnią partię i cały mecz 3:1.
To zdjęcie przypomina mi sceny z amerykańskich filmów - jak jeden z bohaterów podpuszcza drugiego, plotkując na czyiś temat... Co Matt mógł przekazać koledze? |
Autografy? Czemu nie! Przy bandach zrobiło się trochę tłoczno, ale dopóki jest czym oddychać to nie ma co marudzić. Nie mam takiej wprawy jak Iza, ale kilka podpisów udało się zdobyć. Jako pierwszy podpisał mi się Enrico Cester, a chwilę po nim Aaron Russell. Nie będę ukrywać, obaj panowie wpadli mi w oko, ale spokojnie - nie piszczałam, nie krzyczałam. Tylko podziwiałam. ;) Następni byli Gabriele Maruotti, Simone Giannelli oraz Simone Buti, z którym postanowiłam zrobić sobie selfie. To było moje pierwsze i zdecydowanie najgorsze wśród całej #Volleyfamily selfie z cyklu "takie tam z siatkarzem". Zamknąć oczy na zdjęciu? Żaden problem, zwłaszcza jeśli jest się mną. I tak właśnie zraziłam się do zdjęć tego typu, ehh.
Niestety nie podszedł mój #AmerykańskiZiomek, ale mimo tych wszystkich "tragedii" przerwę między meczami uznałam za udaną.
Kilka minut po ostatnim gwizdku pierwszego meczu na halę wbiegli Biało-Czerwoni oraz Serbowie i rozpoczęli rozgrzewkę. Korzystając z okazji, że stoję przy bandach chciałam zrobić kilka zdjęć, ale niestety nic z tego nie wyszło.
Rozpoczął się mecz. Przez pierwsze trzy sety miałam wrażenie déjà vu. Polacy w dwóch pierwszych setach grali trochę jak na zaciągniętym ręcznym, co skutecznie wykorzystywali nasi rywale. Po dwóch pierwszych setach przegrywaliśmy 0:2 (do 23 i 20).
Rozpoczęła się trzecia partia i.. zobaczyliśmy całkiem inne oblicze Biało-Czerwonych. To była bardzo pewna siebie oraz swoich umiejętności, żądna zwycięstwa drużyna, która rozbijała swojego przeciwnika!
Po każdym kolejnym punkcie w sercach kibiców rosłą nadzieja - a może by tak powtórka z dnia poprzedniego? Niestety. Serbowie otrząsnęli się i w czwartym secie ponownie byli krok przed Polakami. Przegraliśmy 1:3.
I tu chwila refleksji, ponieważ po powrocie przejrzałam internety i... zrobiło mi się autentycznie przykro. Nie byłam zła czy wkurzona, było mi po prostu bardzo, bardzo smutno.
Pamiętacie jak cholernie długą i trudną drogę musiał przejść nasz zespół, by awansować na Igrzyska Olimpijskie? Pamiętacie to przyspieszone tętno, gdy zaciskając kciuki przez TV przeżywaliście kolejny horror w wykonaniu Biało-Czerwonych? Ale zrobili to. Wyszarpali, wydarli, WYGRALI bilety do Rio. Ta reprezentacja potrafi walczyć, potrafi zwyciężać. I ja wierzę z całego serca, że chłopaki po raz kolejny pokażą to na Igrzyskach Olimpijskich.
A Ty? Wierzysz w ten zespół? Czy dołączysz go grona osób krytykujących, bo tak łatwiej?
Po meczu ponownie, niestety już po raz ostatni, udałam się pod bandy, gdzie zebrali się już łowcy autografów. Tym razem podpisali mi się Uros Kovacević, Karol Kłos, Bartosz Bednorz, Dawid Konarski i PRAWIE Srećko Lisinac (to wszystko przez te buty z Częstochowy...).
Ostatni raz zbieranie autografów sprawiło mi taką radość chyba podczas MŚ w 2014 roku, chociaż i wtedy bardziej skupiłam się na zdjęciach. Myślałam, że już z tego wyrosłam, ale... chyba jednak nie. :) Zdjęcia autografów dodam wkrótce na bloga, oczywiście znajdziecie je w zakładce AUTOGRAFY.
I właściwie na tym zakończyła się moja przygoda z tegoroczną edycją Ligi Światowej, z Final Six odbywającym się w Krakowie. Ostatnie spojrzenie boisko i nadszedł czas by się pożegnać. Do kiedy? Nie mam pojęcia. Ale nie na zawsze.
Miejsce VIP ;) |
W zasadzie na tym mogłabym zakończyć tą relację, ale chciałabym jeszcze napisać słówko o dwóch sprawach. Po pierwsze kibice.
Trybuny nie były wypełnione nawet w połowie i to był bardzo przykry widok. Widziałam, że działacze i ludzie związani z siatkówką doszukiwali się różnych przyczyn - wakacje, słońce, deszcz, piłkarskie Euro, kibice znudzeni siatkówką... To wszystko nie miało znaczenia. Tu chodzi tylko i wyłącznie o CENY BILETÓW. Ktoś chciał zarobić, a przez to zabił siatkarskie święto w Krakowie. Puste trybuny to był bardzo przykry obrazek, który poleciał w świat. Oby zostały wyciągnięte wnioski z tej lekcji przez odpowiednie osoby.
Mimo wszystko, Ci którzy na hali się pojawili starali się stworzyć widowisko, do którego są przyzwyczajeni nasi siatkarze. Był odśpiewany hymn, nie zabrakło "Zawsze tam gdzie Ty", na siatkarskie salony weszła także piosenka Marka Grechuty "Dni, których nie znamy". Była meksykańska fala, kochany Orzełek oraz konkursy. Gdyby tylko hala się wypełniła, mogłabym z czystym sercem powiedzieć, że było idealnie.
Druga sprawa, także poniekąd związana z kibicami. Chciałabym podziękować kilku osobom.
Domi, dziękuję że wytrzymałaś ze mną te 9 dni, wiem, że nie było łatwo. Dzięki także za przygarnięcie mnie do siebie na Mazury.
Iza, dziękuję za pyszną herbatkę, podzielenie się prądem (mój telefon też bardzo Ci za to dziękuje!) i wybranie genialnych miejsc na trybunach z widokami na.. wszystko. Dzięki także za "zaopiekowanie się" mną podczas tych dwóch meczowych dni oraz za przedstawienie mnie Twoim znajomym (Wam też dziękuję, chociaż pewnie tego nie czytacie ;)).
Kasiu, dziękuję za te wszystkie rozmowy i ploteczki (nie wiem ile setów przegadałyśmy, ale było warto). Zdecydowanie za rzadko się widujemy (gdzie i kiedy następne spotkanie?). I dzięki za Pokemony! :D
Dziękuję wszystkim siatkarzom, którzy wzięli udział w tegorocznej edycji Ligi Światowej. Miło było spędzić z Wami kolejny rok, nawet jeśli czasami przez Was byłam bliska zawału. Dziękuję zwłaszcza tym graczom, którzy przybyli do Krakowa i w TAURON Arenie dzielnie walczyli o końcowy triumf. + Wielkie dzięki dla chłopaków, którzy podeszli do kibiców i uczynili ten wyjazd jeszcze lepszym!
Przy okazji chciałabym podziękować Piotrkowi Nowakowskiemu i Bartkowi Bednorzowi za publikację mojego zdjęcia u siebie na portalach społecznościowych. Ogromna niespodzianka i idealne zwieńczenie wyjazdu do Krakowa. Dzięki!
Dziękuję cioci i wujkowi za przygarnięcie mnie pod swój dach na dwie noce w Krakowie.
I przede wszystkim dziękuję Wam, za te miłe wiadomości na Twitterze, Instagramie, Facebooku, Snapchacie i blogu (chyba jestem uzależniona od mediów społecznościowych...). Uwielbiam Was!
Wyjazd uznaję za bardzo udany. Nie było idealnie. Pogoda była średnia, nie zwiedziłyśmy wszystkiego, co było w planach, brakowało kibiców na hali i wróciłam z Krakowa bez zdjęcia z Izą.
Ale mimo wszystko będę wspominać tą wycieczkę bardzo miło. Wspaniali ludzie, świetne reprezentacje na boisku i piękny Kraków. Warto czasem postawić na swoim i spełniać marzenia. Właśnie dzięki takim chwilom wiem, że siatkówka to był doskonały wybór. Nie wiem czy dotychczas nie najlepszy w moim życiu!
Miłego weekendu! :)
PS. Mówiłam już, że uwielbiam jak Srećko Lisinac mówi po polsku? UWIELBIAM!
PS2. Do dziewczyn - czy wspominałam, żebyście zawsze upewniły się, czy przypadkiem nie wieje wiatr gdy planujecie założyć sukienkę/spódniczkę? Pamiętajcie o tym! Niezwykle trudno jest później jednocześnie trzymać sukienkę, torebkę i robić zdjęcia... (Dlatego nie mam pożegnalnego zdjęcia hali po ostatnim meczu...)
Stwierdzam, że Aaron jest piękniejszy od Matta (sory xd) i milszy! Autografy są? są! a od Matta... ehhh ;d Chociaż kiedyś będą też :v No i ja wcale nie mam wprawy :v mam od tego ludzi xd A Srećko spoko spoko, niedługo Cię odwiedzi :D
OdpowiedzUsuńHerbata pewnie git, bo z Bartmanem, co nie? :v A po tych kropeczkach odnośnie widoku nie chciałaś przypadkiem napisać, że na... hmmm tyły siatkarzy? :v
cdn... wiadomo gdzie... ;p
Też to stwierdziłam... ;)
UsuńFaktycznie, masz ludzi od tego. Ale też ktoś musi dowodzić nad całą misją i wychodzi ci to doskonale! ;)
Dokładnie tak! Właśnie przez pana Zbyszka taka pyszna była :D
Nie, tym razem nie o to mi chodziło ;)
Asiu to ja dziękuję! Płaciłaś za oglądanie meczów, a nie moje trajkotanie nad uchem (następnym razem mnie zaknebluj albo wywal przez barierki) ;) Mam nadzieję, że teraz zobaczymy się jakoś szybciej. A nasze selfie... no cóż, ale i tak lepsze niż te robione przez szefa :P A co do Pokemonów po niedzieli powinny dotrzeć. Jeszcze raz gratuluję zdjęcia! :*
OdpowiedzUsuńKaśka
Hahahaa, takiego trajkotania to ja mogę słuchać. Nawet na meczach! :D
UsuńZ tym selfie to co racja, to racja.... :D
Dziękuję :*
Myślę, że na razie wszystkie głosy krytyki są zbędne. Trzymajmy kciuki za naszych w Rio!
OdpowiedzUsuńNo bardzo ciężko było z Tobą wytrzymać, jak ja dałam radę :P Oczywiście żartuję :* Miło było spędzić te wspaniałe 9 dni z Tobą! :)
<3
Usuń