14.11.2014

Bo ja to kocham... Relacja z meczu Lotos Trefl - Cuprum Lubin

Cześć! :)

Budzik... Ughh, nie znoszę tego dźwięku. Szukam ręką telefonu i jak najszybciej wyłączam denerwującą melodyjkę. Czas wstawać, ale... jeszcze pięć minut. Po chwili spoglądam na wyświetlacz telefonu. Super, z pięciu minut zrobiło się 30... Szybki prysznic pomaga w pobudzeniu umysłu "Dzisiaj mecz! Nareszcie!". Jem śniadanie, popijając gorącą herbatą i przeglądając Facebooka, w tle słychać muzykę. Chwilo trwaj! Niestety, czas zbierać się na uczelnie, mikroekonomia czeka... Na szczęście to tylko 90 minut, jakoś wytrzymam, prawda?







Po zajęciach wracam do mieszkania, jest kilka minut po godzinie 13. Czas na obiad i kolejny odcinek "Kości"... no dobra, dwa odcinki. Minęły dwie godziny, chyba nadszedł czas by przygotować się do meczu. Pomyślmy... mecz rozpoczyna się o 18:30, czyli o 17:30 powinnam być przed halą... + 10 minut, by odebrać bilet na mecz z Resovią (nie zapomnij!) + 10-15 minut na dojście... Taak, o 17 muszę wyjść, czyli najwyższy czas by zacząć się ogarniać. Ładowarka do aparatu, gdzieś tu leżała... Mam! Ale bateria teoretycznie jeszcze jest, zaryzykuję. Biorę prysznic i myślę, co jeszcze muszę zrobić. Ponad dwa tygodnie bez meczu, wypadłam z wprawy! Pomalowałam paznokcie, zrobiłam miejsce na karcie pamięci, jogurt naturalny też zaliczony. Jeszcze tylko się spakuję i mogę iść. I nawet się wyrobię w czasie, pierwszy raz w tym sezonie! Troszkę się przeliczyłam, pakowanie nie jest takie proste, zwłaszcza, że zamiast mojej dużej torby biorę tylko torbę na aparat... Ale udało się, nawet zeszyt (zgięty w pół) się zmieścił. Godzina 17:08, nie jest tak źle. 


Dla M. :D




Na zewnątrz jest już ciemno, ale za to z daleka widać świecący się napis "Ergo Arena" na hali. Tęskniłam za tym widokiem. Ciekawe czy jest jakaś krótsza droga... Nie żeby teraz była jakaś długa, ale mam wrażenie, że idę trochę na około. Cóż, muszę kiedyś się rozejrzeć. Jestem już prawie przed halą, mijam ochroniarza, który pilnuje wjazdu (?), na drugiej ścieżce idzie jakaś grupa młodych kibiców, pewnie ze szkoły. Nie zapominam (!) o odebraniu z kasy biletu na mecz z Resovią, który będzie za tydzień w Gdynii... Dzień dobry! witam się z ochroną i podaję karnet. Ominęło mnie pokazywanie zawartości torebki (bo jej nie miałam). Jeszcze wizyta w łazience (gdzie niechcący położyłam kaptur kurtki pod automatyczny (??) kran i się troszkę zmoczył...) oraz szatni i wielkie wejście na halę!




Uwielbiam ten moment! Te dwie sekundy, gdy wychodzę z ciemnego korytarza i wchodzę na halę, której blask wręcz razi po oczach, a na twarzy pojawia się mimowolnie duży uśmiech. Po lewej stronie stoi stoisko sklepiku kibica, troszkę dalej znajduje się kącik dla maluchów. Po prawej stronie parkiet, trybuny i mój sektor. Kilku zawodników z Lubina już się rozgrzewa, kilku dopiero wchodzi na boisko i nasze drogi się krzyżują. Przyzwyczajona do tego, idę dalej i zajmuję moje cudowne miejsce. Na trybunach jeszcze pusto, ale nie ma co się dziwić, mecz zacznie się dopiero za 45 minut. Wyciągam aparat, sprawdzam ustawienia, a w międzyczasie na parkiecie meldują się gospodarze. Obie drużyny robią "kółeczko" i witają się oklaskami z garstką kibiców. Czas ruszyć na 'polowanie'!




Nadal nie mogę się przyzwyczaić do tego, że tak mało osób jest przy barierkach. W poprzednich sezonach jeździłam głównie na mecze Lotosu Trefla, gdy ten grał z kimś z 'wielkiej czwórki' i kibiców przy barierkach było bardzo dużo. Podobnie na meczach reprezentacji, gdzie osoby, którym udało się stanąć przy samej barierce uważane są za szczęściarzy ;) Teraz praktycznie jestem sama i krążę między prawą, a lewą częścią boiska. Oczywiście mam na myśli kibiców robiących zdjęcia, bo na meczach są także akredytowani fotografowie.




Nie mogę się skupić... Odpuszczam więc na chwilę i przyglądam temu, co się dzieje dookoła. Po siatką (dosłownie!) jest małe zamieszanie. Wnioskuję, że jest coś nie tak z parkietem, może został źle położony? Przy słupku sędziego klęczą ludzie i próbują coś zrobić. Oderwanie parkietu? Czemu nie, jakoś trzeba to naprawić przed rozpoczęciem meczu. Do akcji wkraczają także siatkarze. Łukasz Kadziewicz rozmawia z komisarzami i sędziami przy stoliku. Jest także nasz kapitan. Po chwili dochodzą jeszcze trenerzy, coś ustalają między sobą i wszyscy podają sobie rękę. Czyli mecz się odbędzie, ufff. Jeszcze rzut monetą, by wybrać, która drużyna rozpocznie mecz i złożenie podpisu obu kapitanów.



Rozgrzewka przebiega tak jak zawsze, więc trudno jest o jakieś inne ujęcia niż dotychczas. Jakby tu zrobić jakieś inne zdjęcie? Zastanawiam się chwilę nad tym, jednak po chwili odpuszczam, nie czuję się dobrze. Jednak nie mogę przecież zemdleć czy coś, zaraz rozpocznie się mecz! Robię jeszcze kilka zdjęć. Przed obiektywem ciągle przechodzi mi ktoś ze sztabu, zarówno po stronie gości, jak i przyjezdnych, puszczając przy okazji oczko bądź uśmiechając się. Podobnie jest gdy robię zdjęcia, siedząc już na trybunach. Uwielbiam tą meczową atmosferę i tych wszystkich ludzi! Ale nadal słabo się czuję. Rozgrzewka dobiega końca, zaraz zabrzmi pierwszy gwizdek meczu, czas wrócić na trybuny.





Przywitanie zespołów, sędziów, pierwsze szóstki, a w tle Luxtorpeda i ich "Hymn". Nie będzie to łatwy mecz, czuję to. Zaczyna się dobrze, prowadzimy na początku seta dwoma punktami. Gospodarze jednak szybko odrabiają straty i już jest remis. Zaraz mają serię na zagrywce, po naszej stronie brak dokładnego przyjęcia i.. pierwszy set przegrany. Podobnie jest z drugim i trzecim. Nie możemy dokładnie przyjąć zagrywki, goście się mocno nakręcili i nie mają zamiaru odpuszczać. Świetnie rozgrywa Grzegorz Łomacz, w obronie śmiga Paweł Rusek... A jeszcze niedawno bronili żółto-czarnych barw... 





Goście wygrywają 3:0, dość pewnie i przekonywującą. MVP został Marcel Gromadowski. Piękna seria ośmiu zwycięstw z rzędu zostaje przerwana. Porażki się przydarzają, szkoda tylko tej serii, bo naprawdę była imponująca i ważna, dla tego klubu. Nie można odmówić nam walki, ale tego dnia przeciwnik był po prostu lepszy. Gratulacje. W ramach gratulacji mogę także przyznać, że ładne macie te koszulki. Serio!



W trochę smutnych nastrojach miał skończyć się ten dzień. Ale klub już wcześniej przygotował niespodziankę dla kibiców. Trener Anastasi słynie ze swoich selfie, więc wymyślono, że wszyscy zrobimy sobie z nim zdjęcie. Zawodnicy kończą się rozciągać, trener poszedł na wyższe piętro, by móc złapać wszystkich zgromadzonych, a nas ochrona zaprasza na parkiet! Coś nowego ;) Chętni kibice i gracze Lotosu Trefla gromadzimy się na parkiecie pod siatką. Z góry macha nam już trener, a obok niego fotograf. Nie, to nie będzie zdjęcie 'ajfonem'. Na znak zaczynamy machać i po kilku próbach jest zdjęcie! Zdjęcie ma zostać użyte w kalendarzu Lotosu Trefla na przyszły rok. Ciekawa jestem jak wyszło...


Była walka do samego końca..


Autografy? Jeszcze zanim pojawiłam się na parkiecie "namierzyłam" sobie Łukasza Kadziewicza. Jednak teraz się rozglądam i nigdzie go nie ma, podobnie jak pozostałych chłopaków z Lubina :( Zostali tylko Grzesiu Łomacz i Paweł Rusek, przez chwilę widzę też trenera. Na szczęście nasi zostali. Kibice normalnie podchodzą, nikt nie umiera, mimo braku barierek i pilnującej ochrony. Można? Można ;) Nie wiem jakby to było, gdyby przyjechała Skra czy Resovia, ale teraz zdało egzamin. Niestety nic nie trwa wiecznie i powoli czas opuszczać halę.



Idę jeszcze do łazienki, by ogarnąć zabezpieczyć zdobyte autografy (marker + zdjęcia niestety średnio się sprawdziło) i schować aparat. W lustro aż strach spojrzeć, no ale co zrobisz? Idą do szatni po kurtkę, tym razem skrzyżowała mi się droga z Krzysiem Wierzbowskim i jego rodzinką. Ergo Arena powoli robi się pusta, na wieszakach wisi już tylko moja i dwie inne kurtki. Zawsze jak zostawiam kurtkę to tak jest... Spoglądam na zegarek, za moment rozpocznie się mecz w Bydgoszczy ze Skrą. Myślę o tym, że przed meczem chciałam, by ten zakończył się w miarę szybko... Liczyłam wtedy tylko na inny wynik.




Podążając do domu naszło mnie na rozmyślenia. Mam zły humor i powstrzymuję łzy. Nie wiem już, czy to przez mecz, czy przez inne zdarzenia. Nie wiem o co chodzi, ale nie czuję się z tym dobrze. Zanim skręciłam w moją uliczkę, przejechał obok mnie trener, który chyba też trochę się zamyślił... Wracam do domu, włączam tv. Mecz już się rozpoczął, właśnie kończy się pierwsza przerwa techniczna. Nic mi się nie chce, ale przecież muszę jeszcze napisać relację. Jedno oko spoglądało na tv, drugie próbowało skupić się na relacji. Po dwóch setach (jakże nerwowych), relacja jest już gotowa -> publikuj. To teraz mogę skupić się już tylko na meczu... Ale nie potrafię. Na szczęście mecz wygrany, ale muszę poszukać powtórki. Mogłam być na tym meczu... Nie chciałam jednak opuszczać Lotosu Trefla. I uważam, że podjęłam dobrą decyzję. Bardzo dobrą. Mimo, że czuję się źle, bardzo źle. Może zdjęcia pomogą? Do 1 w nocy ogarniam zdjęcia. Skończyłam kadrować rozgrzewkę, żeby wszystko zrobić potrzebowałabym jeszcze z dwie godziny, ale powoli zamykają mi się oczy.

Leżę już w łóżku, wyczerpana, trochę smutna i rozczarowana sobą. Ustawiam budzik na 6.. dobra, na 6:10. Około drugiej zasypiam z myślą, jak bardzo to wszystko kocham. Zawsze. Mimo wszystko.

Podczas meczu Treflik biegał z kartką na której z jednej strony było napisane, że startuje w wyborach na radnego, a z drugiej zbierał podpisy :D Podczas jednej z przerw podbiegł nawet do pierwszego sędziego, który pokazał, że podpisze po meczu i wydarzenie skwitował uśmiechem. Oj nie ładnie tak rozpraszać sędziego! :D 

PS. Nie pozdrawiam Pani, która przez cały mecz (dosłownie od pierwszej do ostatniej piłki) komentowała, a raczej hejtowała siatkarzy Lotosu Trefla, pod przykrywką ich kibica. I chwaliła się jeszcze, że pierwszy raz przyszła w tym sezonie na mecz, dlatego przegrywają. Mam nadzieję, że więcej się nie spotkamy :)

PS2. Wyszedł jakiś długi ten post. Chciałam żeby relacja była troszkę inna niż dotychczasowe, wyszło średnio, ale trening czyni mistrza. Może następnym razem będzie inaczej i przede wszystkim krócej.

4 komentarze:

  1. Wspaniałe są te chwile na hali. Ja miałam okazję przeżyć dwa razy te emocje i do końca życia tych pierwszysch chwil na krakowskiej arenie jak i na Stadionie Narodowym nie zapomnę. Co do hali, miałam tak samo kiedy wchodziłam pierwszy raz (z mega emocjami) na mecz z Memoriału Wagnera w Krakowie, kiedy to blask świateł na arenie spowodował że napięcie wzrosło a uśmiech mimowolnie się poszerzył. Niesamowite chwile.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę, że wybrałaś jednak Gdańsk :). Nie spodziewałam się takiego wyniku w tym meczu. Obstawiałam raczej, że to Lotos wygra 3:0 i podtrzyma serię, a tu taka niespodzianka!
    Nie smuć się . :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Byłam na tej hali razem z Tobą czytając relację, więc nie wyszło średnio, a genialnie, emocje się czuje! ;*
    wynik na pewno niespodzianką, ale taka już jest siatkówka, pełna niespodzianek i nauki.
    głowa do góry! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetna relacja i świetne zdjęcia! ♥
    Też uwielbiam wchodzić na halę - te emocje są niepowtarzalne! W ogóle emocje podczas meczu są jednymi z lepszych, po prostu się ich nie zapomina i jak najszybciej chce się być na kolejnym meczu.
    Szkoda, że Lotos przegrał, a teraz widzę, że właśnie jest coraz bliżej by doprowadzić do tie-breaka w meczu ze Skrą. Zobaczymy, co z tego wyniknie. :)
    Pozdrawiam i nie smuć się!

    OdpowiedzUsuń

Podobne posty

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...