Witajcie :)
Pewnie słyszeliście już kiedyś hasło "planowany spadek formy". Zawsze w okolicach nowego roku dziennikarze pytają trenera reprezentacji, jaka impreza w przyszłym sezonie będzie najważniejsza, jakie są cele i założenia. Trenerzy reprezentacji narodowych nie mają łatwo. Każdy sezon niesie ze sobą wiele spotkań, do których trzeba przygotować zespół. Jeśli jest kilka imprez i występują one jedna po drugiej, zwykle trzeba wybrać tą najważniejszą i na nią przygotować tak zwany szczyt formy. Jeśli między imprezami są większe przerwy to jest możliwe zbudowanie dwóch szczytów, idą za tym przygotowania i tajemnicze mikrocykle... Ale nie o tym teraz.
Jest też coś takiego jak planowany spadek formy i teraz odniosę się do Plus Ligi. Obecny sezon jest długi i niezwykle wyczerpujący, zwłaszcza dla drużyn grających w europejskich pucharach. Nie można przez cały czas grać na najwyższym poziomie. Przez całe 7 miesięcy prezentować iście mistrzowskiej formy. To niemożliwe.
Jako pierwsza w tym sezonie taki spadek formy miała Resovia Rzeszów, a było to na przełomie listopada i grudnia. Doszukiwano się różnych przyczyn, kibice zespołu zadowoleni nie byli (pamiętacie czarne koszulki?), a zawodnicy jakby snuli się po parkiecie. Jednak z każdym kolejnym meczem forma rosła i przychodziły zwycięstwa. Zaraz po Resovii,spadek formy mogliśmy dostrzec u aktualnego Mistrza Polski. Skra po piorunującym początku sezonu, gładkim zwycięstwie nad Resovią nagle przegrała z beniaminkiem! Skra do tej pory przegrała trzy spotkania, wszystkie w grudniu. Przypadek? Wydaje mi się, że teraz podobnej zadyszki dostaje drużyna z Gdańska. Najpierw były męczarnie w PP z BBTSem, później porażka z Częstochową i ponownie z BBTSem. Jasne, przegrać można, to tylko sport. Jednak oglądając grę Lotosu, przed oczami staje mi obraz Resovii czy Skry sprzed 1,5 miesiąca. Planowany spadek formy? A może nie planowany, ale jednak spadek?
Spadek formy widzę też u siebie, a właściwie na moim blogu. I jest to planowany spadek. Tak! Przechodzę właśnie przez swoją pierwszą sesję. Nauki jest strasznie dużo, najgorszy będzie przyszły tydzień (a ja zamiast się uczyć, piszę do Was...;)), dlatego trzymajcie kciuki! Jak zapewne zauważyliście, uległa zmniejszeniu moja aktywność w blogosferze. I tak jak piszę, ma to związek z sesją, a nie np. z tym, że blogowanie mi się znudziło. Absolutnie nie! Za około dwa tygodnie wrócę ze zdwojoną siłą. W tym czasie będą się tu pojawiać posty nowego cyklu, którego stworzyłyśmy ze Snajper. Nasz "As Statystyczny" zabierze Was w różne miejsca siatkarskiej Polski. Mam nadzieję, że zechcecie podróżować razem z nami :)
Za mną są dwa mecze Lotosu, z których relacji jeszcze nie było i takiej pełnej już raczej nie będzie.
Niestety oba mecze przegraliśmy, więc też za bardzo nie chcę do tego wracać i o tym za wiele pisać.
18. stycznia Lotos podejmował u siebie AZS Częstochowę. Emocji za wiele nie było, raczej zdziwienie i bezsilność. Dwa pierwsze sety przegraliśmy gładko, do 18 i 16. W trzecim mieliśmy już przewagę, zespół jakby się wybudził... ale tylko na chwilę. W końcówce lepsi okazali się goście, którzy wygrali do 23 i cały mecz 3:0.
Najlepszym zawodnikiem został Guillaume Samica, który zagrał jak prawdziwy profesor. Mistrzowie Świata nie powstydziliby się takich zagrań ;) Prawdziwa klasa na boisku, ale i poza nim. Widać, że prowadza bardzo fajną atmosferę do zespołu. Jest jak trener na parkiecie i poza nim. Mieć takiego zawodnika w drużynie to prawdziwy skarb. Samica został oczywiście najlepszym zawodnikiem meczu. Meczu, przed którym założyłam sobie, że nie wyjdę bez zdjęcia z tym panem (ponieważ polubiłam go, gdy grał jeszcze w Zaksie). Po meczu humoru najlepszego nie miałam, ale marzenia same się nie spełnią, prawda? Poczekałam dłuższą chwilę i zdjęcie udało się zdobyć.
Wczoraj byłam na kolejnym meczu Lotosu, tym razem z BBTSem Bielsko-Biała. Miał to być mecz na przełamanie i większość pierwszego seta wskazywała na to, że faktycznie tak będzie. Jednak w samej końcówce coś się zacięło. Bielszczanie obronili około siedmiu piłek setowych(!), ale na szczęście to Lotos Trefl wygrał pierwszą partię. Ale były to dobre złego początki. Kolejne partie przegraliśmy do 22 i 10(!!). Udało się jeszcze wyciągnąć czwartego seta, ale piąty zapisany został już na korzyść gości. Najlepszym zawodnikiem meczu został Bartłomiej Neroj.
Po meczu udało mi się zrealizować kolejne dwa 'małe marzenia'. Autograf od Piotrka Gruszki i Pepe są już moje ;) Była okazja też na inne, ale...
Wracając do mieszkania po meczu z Częstochową zastanawiałam się, co wydarzyło się na hali, dlaczego przegraliśmy. Wysunęłam wnioski, że to goście grali niesamowicie, zwłaszcza w obronie. Ale po meczu z Bielskiem, wnioski mogłabym wysunąć podobne. Może to jednak chodzi o nasze ataki? Nie są one tak mocne i precyzyjne, by od razu zdobyć punkt? Choć oczywiście trzeba przyznać rację, że i częstochowianie i bielszczanie zagrali bardzo dobre spotkania. Gratulacje!
Teraz przed Gdańskiem bardzo ważne mecze. Na początek ćwierćfinał z Transferem, później mecze z Lubinem, Skrą, Resovią i Jastrzębiem! Oj łatwo nie będzie, dlatego mam nadzieję, że maksymalny spadek formy już za nami i teraz dyspozycja będzie szła do góry.
Miłego tygodnia! ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz